Dziękuję Mamo – bez Ciebie by się nie udało
Moja mama rozmiar biustu zero, w porywach do dwóch zer, wykarmiła piersią czwórkę dzieci: mnie (odciąganym mlekiem), moją cioteczną siostrę piersią (siostra młodsza o dwa miesiące), a potem mojego brata i syna sąsiadów (piersią).
Dlaczego pierworodną karmiła odciąganym? Bo pierworodna urodziła się z jednym punktem, trochę czasu spędziła w szpitalu, po czym odmówiła jedzenia inaczej, jak z butelki. No nie było łatwo. 🙁
Ściąganie mleka ręcznym odciągaczem pokarmu Sanity i przelewanie go do butelek w końcu lat 70. nie należało do przyjemności. „Narzędzie tortur w postaci ściągaczki” nieźle dawało popalić. 🙁
Pamiętam z opowieści Mamy, jaka była dzielna podczas wycieczki z niemowlakiem pociągiem z Warszawy do Władysławowa, kiedy to miała mnie, ściągaczkę i butelkę. Oczywiście, że chciałam jeść podczas podróży.
Na szczęście Mama się nie poddała, co miało potem wpływ na tzw. potomnych.
Kiedy byłam w ciąży wiedziałam, że chcę karmić piersią, że jest to najlepsze, co można dać dziecku. Myślałam o tym, jak to trud porodu wynagrodzi mi słodki maluszek położony na piersi po porodzie.
Ciąża, niestety, nie była radosnym czasem oczekiwania. 3/4 czasu spędziłam na patologii ciąży. Poród rodzinny został przerwany cesarką ratującą życie mojego synka. Z uwagi na znieczulenie ogólne byłam ostatnią osobą, która się dowiedziała o narodzinach synka. Syn urodził się jako hipotrofik (2580 gramów) w 38 tygodniu z obniżonym napięciem mięśniowym. W szpitalu spędziliśmy 9 dni, z czego sporo czasu syn przeleżał w inkubatorku, wygrzewając się pod lampą. Półtorej godziny po porodzie położna przyłożyła synka do piersi. Pamiętam, że do buziaczka skapnęło mu parę kropel siary. Potem niestety został zabrany. Ja już na sali pooperacyjnej zaczęłam „namawiać” piersi na posiadanie większej ilości pokarmu za pomocą laktatora. Chciałam dawać mu moje mleko – mimo że nie mogłam bezpośrednio. Mam mgliste skojarzenia, że laktator mieliśmy kupiony jeszcze w ramach wyprawki. Zakładałam już chyba wtedy, że czasem będę chciała gdzieś wyjść i mieć możliwość podawania mojego mleka. Nie sądziłam, że laktator zostanie z nami tak długo…
Na szczęście mama była właściwie cały czas przy mnie – pokazywała, jak pobudzać piersi do produkcji. Czasem nie było łatwo, zwłaszcza, że przyłożyłam się do ściągania i wkrótce już mogłabym karmić dodatkowo pułk dzieci, choć sam synek jadł jak smok. Jako noworodek potrafił zjeść około litra mleka na dobę. Nadrabiał braki. W szpitalu karmiliśmy się na zmianę, to piersią, to odciąganym. Z powodu napięcia mięśniowego na piersi szybko się męczył. Wolałam, żeby zjadł moje mleko z butelki, niż tracił siły na zmagania się z piersią. Nie ukrywam, że już w szpitalu udało nam się dogadać z laktatorem na tyle, że ściąganie nie było żadnym problemem. Tu mega duże podziękowania dla mojej Mamy, jej sesji pod prysznicem, tony liści kapusty, hektolitrów płynów, które dzielnie we mnie wlewała. W międzyczasie okazało się, że syn wymiotuje i jedynym sposobem na zatrzymywanie pokarmu w jego żołądku jest zagęszczanie pokarmu. Zdecydowanie łatwiej było to robić w butelce, niż namawiać słabego noworodeczka do zjadania z łyżeczki.
Nie da się ukryć, że jedzenie mojego mleka szybko przynosiło widoczne efekty – synek zaczynał nabierać szybko ciałka. Po półtora miesiąca (a nawet 5 dni wcześniej) osiągnął wagę 3750 gramów. Przez pierwszy miesiąc urósł 2 centymetry.
Znałam inne metody podawania mojego mleka, żeby próbować nie stracić odruchu ssania. Dziś mając wiedzę, którą mam, gdyby spotkała mnie podobna sytuacja, pewnie też bym zrobiła podobnie. Wprowadziłabym jedną zmianę – próbowałabym pewnie zrobić tak: podać trochę zagęszczonego przez butlę, a potem podawać pierś bezpośrednio.
Nie ściągałabym aż tak dużo, choć pewnie teraz przy istniejących bankach mleka kobiecego – prawdopodobnie zdecydowałabym, że mogę ściągać kapkę więcej i oddawać nadwyżkę do banku.
Mleka miałam ogromne ilości, ściągałam na zapas, bo bałam się, że go zabraknie. Po latach wiem, że to był błąd – takie nadmierne ściąganie. Po zakończeniu karmienia (a trwało to rok) wylałam mnóstwo zamrożonego mleka. Mieszkałam wtedy pod Warszawą, ale to były czasy, kiedy nie było banków mleka kobiecego. Mąż pracował w Warszawie, więc gdyby taki bank był gdzieś na trasie, to na pewno byśmy zdecydowali się na oddawanie nadwyżek.
Dziś staram się pamiętać te miłe momenty z odciągania, czyli wspólny spacer z innymi mamami. Kiedy była pora karmienia, to niektóre podawały pierś, inne mieszankę, a ja szybko laktator pod bluzkę – chwila moment i mój synek dostawał ciepłe mleczko z butelki.
Staram się nie pamiętać tych wszystkich godzin spędzonych na ściąganiu (do 6 miesiąca życia ściągałam co 4 godziny – dzień czy noc – mimo tego, że syn aż tyle nie zjadał). Najbardziej bałam się tego, że bez regularnego ściągania mleko zaniknie.
Dzięki odciąganiu i zamrożonym zapasom mogłam spokojnie brać antybiotyki, kiedy tego potrzebowałam. Podczas przyjmowania leków ściągałam – ale wylewałam.
Jeśli chodzi o karmienie mlekiem odciąganym – otoczenie było raczej pozytywnie nastawione. Kończyłam wtedy studia. Czasem bliscy spędzali czas na spacerach, podchodząc w porze karmienia po dostawę świeżego mleka. Ja mogłam spokojnie, nawet podczas wykładów (siadałam z tyłu, nosiłam szerokie ubranie), zapewnić synkowi dostawę świeżego mleka. Mimo porobionych zapasów mrożonego mleka syn dostawał świeże.
Karmienie piersią na pewno jest znacznie wygodniejsze dla wszystkich, ale wiem, że da się karmić i w ten sposób. 🙂
Cieszyłam się, że mogę podawać swoje mleko, choć czasem trzeba było się nieźle nagimnastykować. Na szczęście gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że to jest dla synka dobre i że warto ściągać pokarm.
Miałam momenty, kiedy mleka było mniej. Wpadałam wtedy w panikę, choć zamrażalnik pękał w szwach od zapasów. Wiedziałam jednak, że skoro mojej Mamie, w zdecydowanie gorszych warunkach, udało się karmić odciąganym mlekiem – to dlaczego mnie – przy wypasionym sprzęcie, miałoby się to nie udać?
Ewa, mama Kacpra