Byłam KPI – nie żałuję swojej decyzji

Mikołaj przyszedł na świat w styczniu 2016 roku, równo 7 dni po terminie wyznaczonym przez lekarza, po 22 godzinach spędzonych na porodówce. Sam poród był dla mnie strasznym doświadczeniem, ale po przewiezieniu na salę poporodową nie mogłam oderwać oczu od swojego skarbu, który położne dostawiły do mojej piersi, a on „ciumknął” ją jakieś 2-3 razy i słodko zasnął.

Sceptycznie o karmieniu piersią

Moje podejście do karmienia piersią było co najmniej sceptyczne. Nie chciałam karmić. Całą ciążę powtarzałam, że ja nie będę mamą karmiącą piersią, nie wyobrażałam sobie tego, nie chciałam, nie wzbudzało to we mnie żadnych pozytywnych emocji, a wręcz momentami negatywne. Mimo wszystko jak Mały pojawił się na świecie próbowałam go dostawić, bez większych sukcesów, ale też bez większego ciśnienia, żeby to zrobić.

Pierwsze krople siary i karmienie

Od pierwszej doby ręcznie wyciskałam siarę do kieliszka przyniesionego przez położną i podawałam małemu strzykawką. W drugiej dobie odmówił karmienia strzykawką, strasznie się krztusił i nie mógł w ogóle połknąć mleka. Po czasie zastanawiam się po, co w ogóle męczyłam się tą strzykawką wiedząc, że nie chcę karmić piersią. Cały czas odciągałam ręcznie. Co 3 godziny brałam kieliszek w dłoń i patrzyłam jak marne kropelki siary tam wlatują. Dokarmiałam mlekiem modyfikowanym, bo Mały cały czas płakał, jak się później okazało po prostu miał bóle brzuszka, problem z gazami i wypróżnianiem. W 3 dobie wieczorem udało mi się odciągnąć pierwsze 20 ml pokarmu! Byłam bardzo szczęśliwa, a położne chodziły i przekazywały sobie tę informację, bo nie mogły uwierzyć, że ręcznie i tak krótko po porodzie ściągnęłam tyle pokarmu.

Wsparcie a mleko

Następnego dnia wypisano nas do domu. Po drodze wręcz płakałam, że nie mam siły już ściągać, bolą mnie piersi, jestem zmęczona, bo przez nocne odciąganie praktycznie nie spałam. W domu był laktator Medela Pump In Style Advanced (zwany PISĄ) pożyczony od przyjaciółki (której korzystając z okazji bardzo dziękuję, że użyczyła mi swojego kombajnu, bo dzięki niemu – a zarazem dzięki niej – Mikołaj dostawał moje mleko przez 8,5 miesiąca). Mąż i siostra bardzo namawiali mnie, bym próbowała ściągać laktatorem, chociaż przez tydzień – dwa, żeby synuś dostał mamine mleczko, żeby nabrał sił i odporności. Przez pierwsze dwa tygodnie był dokarmiany mlekiem modyfikowanym, przez pierwsze 2-3 dni w stosunku 5-3 (modyfikowane-moje). Później ilość mojego mleka zwiększała się i tak po dwóch tygodniach modyfikowane poszło w niepamięć i mogliśmy się karmić tylko odciągniętym pokarmem. Dzięki mężowi nabrałam pewności, że to, co robię ma sens, że moje mleko dla Mikołaja to coś bardzo wartościowego. Bardzo dziękuję mu za wparcie, bo bez niego nic by z tego wszystkiego nie wyszło. Trafiłam też na grupę Randkujących na Facebook’u, które uświadomiły mnie, że nie jestem sama, nie jestem dziwolągiem, a także, że moje mleko to płynące złoto.

Od pierwszej mrożonki do pełnej zamrażarki

Po miesiącu, dokładnie 5.03.2016r. po małym spotkaniu ze znajomymi miałam wielki wzrost pokarmu i 8.03.2016r. zrobiłam swoją pierwszą mrożonkę, wtedy też postanowiłam odkupić laktator od przyjaciółki i zamiast pożyczonej PISY mieć swoją własną PISĘ.

Przez kolejne 3 miesiące powstało około 10 litrów mrożonek. Byłam z siebie mega dumna, wszystkim chwaliłam się zdjęciami zamrażarki, pokazywałam swoje zapasy i piałam z zachwytu. Moja droga mleczna była łatwa. Na początku ściągałam 7-8 razy na dobę, po mniej więcej miesiącu zeszłam na 6-7, które utrzymywały się do około 5 miesiąca życia Szkraba. Potem zeszłam na 5 ściągań, które trzymałam do końca sierpnia. Wtedy postanowiłam, że powolutku będę kończyć moją przygodę z laktatorem, gdyż Pierworodny domagał się coraz więcej uwagi, a matka wisiała na laktatorze. Zeszłam na 4 ściągania, potem po miesiącu na 3, po dwóch tygodniach na 2. Ostatnią porcję mojego mleka Mikołaj dostał 20.10.2016 r. i miał wtedy prawie 9 miesięcy.

Świadoma decyzja

Decyzję o karmieniu swoim mlekiem z butelki podjęłam świadomie. Nie żałuję. Pytana o to, czy nie chciałabym karmić bezpośrednio piersią – bez tych „zbędnych ceregieli” związanych z odciąganiem – odpowiadam, że nie! To, co zrobiłam było dla nas najlepszym wyjściem. Rezygnując z piersi miałam wybór karmienie mlekiem modyfikowanym lub KPI. Co wybrałam widzicie.

Mąż jest zadowolony, że i on mógł doświadczyć karmienia naszego dziecka. Niezapomniane chwile, kiedy Mały wtulał się w ramiona powoli pijąc pyszne mleczko. Uważam, że jestem ze swoim dzieckiem tak samo blisko jak gdybym była mamą KP. A wręcz w moim przypadku bliżej, gdyż KP wzbudzało we mnie negatywne emocje, co pewnie odbiłoby się na dziecku. Wiem tylko, że gdybym miała mieć teraz drugie dziecko podjęłabym tę samą decyzję, dałam swojemu synkowi to, co mogłam dać najlepsze (a dzięki Randkującym jestem świadomą mamą i wiele się od nich nauczyłam – Dzięki Dziewczyny!), a nie zrobiłam też nic wbrew sobie i swojej psychice.

Łatwo nie było, ale wiem, że są mamy, które mają trudniej – to je należy podziwiać. Każdej z Was życzę, abyście podjęły decyzję zgodną ze sobą, a jeśli nie jesteście KPI z wyboru to należy Wam się podwójny złoty medal!

Dominika – mama KPI z wyboru

Fundacja "Mlekiem Mamy" wspiera w karmieniu naturalnym. Jeżeli karmienie piersią okazuje się niemożliwe, pokazujemy, że można karmić piersią inaczej (KPI), tj. odciągniętym mlekiem i podawać je w inny sposób. Edukujemy w zakresie tzw. świadomego rodzicielstwa i zdrowego stylu życia już od pierwszych chwil dziecka. Prowadzimy również działalność odpłatną w zakresie wsparcia okołoporodowego.