Chcieć, to móc

Uwaga, będzie długo i nie wiem, czy składnie, bo nie mam daru do pisania, ale chcę z siebie wyrzucić wszystko i zacząć nowy etap, bez rozpamiętywania i zamartwiania się.
Rozmyślania o początkach
Do tej pory zastanawiałam się, czy mogłam coś zrobić, żeby wszystko potoczyło się inaczej – może inny lekarz, częstsze kontrole czy zwyczajnie stawić się na izbę, kiedy coś się dzieje, zamiast zgrywać bohaterkę… Rozpoczęło się 19 tygodnia ciąży, kiedy zaczął twardnieć brzuch – trafiłam do wojewódzkiego szpitala, przyjęta z łaską, bo bez skierowania, i mianowana panikarą, bo wszystko jest w porządku. Na odczepne dostałam kroplówkę z magnezem i poleżałam 5 dni na oddziale.
Tydzień później badania prywatne – była nieznaczna różnica w ilości wód płodowych u dziewczynek, do obserwacji za tydzień. Zbliżały się święta, wyjazdy do rodziny, a później miałam planowo wizytę u swojego doktora na fundusz – po USG oświadczył, że różnica w ilości wód jest niewielka… Wspomniałam też o ataku bólu nerki, na co doktor, że to się zdarza i na pewno jedno z dzieci się rozbija.
Chwile strachu
Tydzień później nie wytrzymuje narastającego bólu, jadę na izbę i tu zaczyna się mój horror – na USG widać kamień nerkowy wielkości 2 cm, ból to było nic innego jak kamica, tak jak podejrzewałam, ale nie chciałam ponownie wyjść na panikarę; dodatkowo guz na jajniku – 5 cm, wielowodzie u Celinki, Aniela bez wód płodowych z niewidocznym pęcherzem moczowym, przyklejona do swojego worka płodowego, uwięziona mniej więcej pod moim żebrem. To był 25 tydzień, szacowana waga 300 g i 600 g.
Nagle krwawienie, podejrzenie że odchodzą wody. KTG, skurcze piszą się na 100%. Wtedy bałam się niemiłosiernie, a teraz już płaczę. Dziewczynki na tym etapie praktycznie nie miały żadnych szans. Na szczęście udało się wyhamować akcję porodową. Kolejne kilkanaście dni spędziłam podpięta pod pompę infuzyjną z fenoterolem.
Nagły poród
Leżałam wtedy w szpitalu miejskim, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Okazało się jednak, że trafiłam na wspaniałych ludzi. Ordynator szybko załatwił samolot medyczny i wysłali mnie do Centrum Matki Polki do Łodzi. Następnego dnia zabieg na łożysku – laserokoagulacja naczyń i amnioredukcja, byłam lżejsza o 2 litry wód płodowych, a za tydzień o kolejne 2. Najwyraźniej zbyt mało jeszcze przeszłam, bo po powrocie do swojego miasta w 30 tc mieliśmy stłuczkę samochodową, wiec po raz enty wylądowałam na patologii ciąży.
Dotrwałam do 31 tc, w Boże Ciało odeszły wody. Ordynator dał mi nadzieję mówiąc, że kobiety jeszcze leżą z sączącymi się wodami dnie, a nawet tygodnie i czekają na rozwiązanie w szpitalu pod osłoną antybiotyku. Byłam pewna, ze uda mi się w taki sposób doczekać chociaż do 34 tygodnia, a może i dłużej.
Ale już następnego dnia od rana pojawiały się regularne skurcze. Cały dzień udawałam, że nic się nie dzieje, zęby zaciśnięte, głębokie oddechy… Po południu na badaniu okazało się, że już się zaczęło. Podano mi znieczulenie, mimo że chwilę wcześniej jadłam kolację. Szybkie cesarskie cięcie i o 17.50 witamy na świecie Klusię z wagą 1250g, 41cm, 27cm ob. główki, 8/10pkt, a o 17.52 Chudzinkę 920g, 36cm, 25 obw. główki, 7/10pkt. Szczęśliwie obie wydolne oddechowo.
Krople siary i pierwsze tulenie
Moje dziewczynki niedawno obchodziły swoje pierwsze urodziny. A rok temu, dokładnie o 10.00 pierwszy raz miałam randkę z laktatorem. Laktatator to była pierwsza rzecz, jaką zobaczyłam i “przytuliłam”. Dziewczynki w inkubatorach przywitałam po 17 godzinach, które były wiecznością, a przytuliłam – Dużą po 11 dniach, Maluszka po prawie 3 tygodniach.
Pierwsze odciągania – to były dosłownie krople, ok. 5 ml siary do podziału na dwie kruszyny, które były na żywieniu pozajelitowym, więc jedynie pędzlowaliśmy jamę ustną.
Walka o mleko
Ze ściągania na ściąganie mleka było coraz mniej, aż w końcu nic nie kapało, mimo regularnych posiedzeń. Po dwóch dniach mój mężczyzna „wykradł” mnie ze szpitala i zawiózł w koszuli nocnej, japonkach, napakowaną podkładami poporodowymi do CDL. Szczegółowy wywiad, rozmowa, wparcie, masaż i ok 1,5 h trwało odciągnięcie 4 ml siary! Szczęśliwa wróciłam ze swoją zdobyczą do szpitala. Kolejne odciąganie miałam o 3 w nocy – trwało do 5.45, ręcznie, kropla po kropli do strzykawki kolejne 4 ml i zdążyłam na karmienie. Patrzyli na mnie jak na wariata, kręcili głowami, żeby dać spokój, bo pokarm jak ma być, to pojawi się sam w 3, 5 czy 7 dobie po porodzie. Może i tak, ale Celinka miała mieć rozpoczęte karmienie przez sondę, więc ja nie mam tyle czasu na czekanie. Puściłam rady mimo uszu i tak spędziłam dzień przy strzykawce.
Następnego dnia rozpoczęłam na nowo pracę z laktatorem. Sukces – mamy mleko! I wtedy dowiaduję się, że jedno dziecko zabierają ode mnie – Aniela jedzie na operację do innego szpitala. Byłam załamana, patrzyłam w punkty na ścianie i płakałam. Ale nie przegapiłam żadnej pory ściągania. Wiedziałam, że to wszystko, co mogę teraz dla niej zrobić. Siarę i mleko przejściowe mroziłam dla Kruszynki, a Celinka dostawała je na bieżąco świeże. Tatuś bardzo mnie wspierał i pocieszał, zastanawiałam się, skąd on bierze siłę, że tak dzielnie to znosi. Dopiero jakiś czas później dowiedziałam się, że pod salą operacyjną płakał tak samo jak ja. Na szczęście operacja się udała, tylko było mi przykro, że jestem daleko od mojego maleństwa.
Wytrwałość rodziców
Po 2 tygodniach wypisali mnie ze szpitala, mimo wcześniejszych zapewnień, że zostanę aż do wypisu Celiny – mówiłam, że bardzo mi na tym zależy, bo chcę karmić piersią. Teraz myślę, że zrobili to dlatego, że domyślali się, że wędruję między szpitalami, żeby choć na chwilkę zobaczyć Anielkę.
I tak kolejne ponad półtora miesiąca kursowałam – szpital – dom i odciąganie – drugi szpital i tak w kółko. Mój K. jeździł z mlekiem dodatkowo około północy i 5 nad ranem, żeby nie zabrakło mleka dziewczynkom. Choć zdarzało się, że mimo zapasów mleka w lodówce, pielęgniarka chciała podać sztuczne mleko – dlaczego? Nie wiem, na szczęście w porę się pojawiałam i interweniowałam.
Z dziećmi w domu
Poza tym, były lepsze i gorsze dni – Celinka miała tachykardię i częste spadki saturacji, a ja przy każdym myślałam, że dostanę zawału. Aniela przeszła sepsę, ropień pod kolankiem, biegunki i inne… W domku przywitaliśmy Kluseczkę po 48 dniach z wagą 2240 g, a Maluszka po 57 z wagą 1840 g.
Kolejne dwa miesiące starałam się o przejście na kp. Było blisko, ale poddałam się z innych przyczyn, teraz już wiem, że niepotrzebnie przeszłam na samą butlę…
Pierwsze urodziny
Dziś moje roczne Skarby są zdrowe jak rybki, rozwijają się bardzo dobrze, jedynie są drobniutkie – 6200 g i 7200 g, ale wszystko pod kontrolą. I nadal karmione moim mlekiem + od niedawna raz dziennie lub co drugi dzień mleczkiem od innej mamy.
Kolejny cel to 18 miesięcy, gdybym kiedykolwiek zwątpiła – przypomnijcie mi o tym.
PS. Chcieć to móc, nawet mimo ogromnego stresu.
Sonia