Moja mleczna droga szczęścia
Być może będzie to historia mleczna nieco inna niż dotychczasowe. Czytając opowieści mam, które tak bardzo chcą karmić naturalnie i pomimo wielu przeciwności tak dzielnie walczą o każdą kroplę pokarmu, zastanawiałam się, czy wypada mi dzielić się historią, która tak naprawdę zawiera jedynie momenty szczęścia. Jestem pełna podziwu dla mam, o których przeczytałam, dla ich determinacji i siły.
Choć ze swojej strony nie mam wielu sprawdzonych rad i złotych środków na laktacyjne trudności, zdecydowałam się opowiedzieć moją historię. By pokazać tą drugą, tą piękną stronę karmienia piersią. By zachęcić przyszłe mamy, być może zaniepokojone doświadczeniami innych kobiet, do nie rezygnowania zbyt szybko z opcji karmienia naturalnego. Stojąc przed tym ważnym wyborem nie zakładajmy, że w moim przypadku również napotkam trudności. Będę musiała walczyć o każdą kroplę mleka a moim nieodłącznym atrybutem w czasie tego wczesnego macierzyństwa będzie jedynie laktator.
Syn i córka
Moją mleczną drogą podążam już po raz drugi. Miałam to szczęście, że zarówno syn, jak i obecnie córka, od pierwszych dni swojego życia bardzo łatwo i chętnie przystawiali się do piersi. A mój organizm chyba pod wpływem tych endorfin wyzwolonych uczuciem bycia mamą po raz pierwszy, a potem po raz drugi, pięknie odpowiadał na potrzeby mleczne moich dzieci.
Mleczne szczęście po raz pierwszy
A wszystko zaczęło się siedem lat temu, w mikołajkowe popołudnie. Za oknem padał pierwszy grudniowy śnieg, a na świat przychodził właśnie nasz syn. Poród zakończył się ostatecznie cesarskim cięciem. Było ono wówczas, przede wszystkim dla synka, najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Pomimo krążących opinii, że w przypadku takich porodów pojawienie się pokarmu opóźni się, nic takiego nie miało miejsca. Synek od pierwszych chwil, gdy został położony mi na piersi, dzielnie walczył o każdą kroplę pokarmu. Od początku uczył się efektywnie ssać i w odpowiedni sposób pobudził proces laktacji. Czy te pierwsze karmienia były dla mnie bolesne? Nie na tyle, by o tym pamiętać. Najważniejsze było to niesamowite uczucie bliskości, którego przyszło mi po raz pierwszy w życiu doświadczyć.
Jeszcze będąc w ciąży sporo czytałam na temat karmienia piersią. Przeglądałam także możliwości i pozycje karmienia. Ale tak naprawdę nasze optymalne ułożenia wypracowaliśmy razem z synkiem w tych pierwszych tygodniach. Kierowaliśmy się znaną większości z nas zasadą karmienia na żądanie. Nie prowadziłam statystyk, stałych grafików czy pomiarów ilości pokarmu. Za każdym razem dawaliśmy sobie tą odpowiednią ilość czasu. Bez pośpiechu, nie w biegu, w wygodnej pozycji i dla maluszka i dla mnie.
Wyzwolona mleczna mama
Czytałam kiedyś artykuł, jak określiła to autorka – o wyzwolonych matkach, w kontekście karmienia piersią w miejscach publicznych. O sobie mogę również powiedzieć, że jestem wyzwoloną mamą. Nigdy nie odmawiałam synowi tych chwil bliskości, gdy tego potrzebował. Cieszy mnie to, że tak pozytywnie zmienia się wokół postrzeganie karmiących naturalnie mam.
Harmonijna mleczna podróż
Nasza długo wyczekiwana córeczka przyszła na świat jesienią ubiegłego roku. Córeczkę urodziłam siłami natury. Była dosyć małą kruszynką o wadze niespełna trzech kilogramów. Gdy spadek wagi w trakcie naszego pobytu w szpitalu zbliżał się do 10 procent realna stała się wizja dokarmiania pokarmem modyfikowanym. Ale ja byłam spokojna. Wiedziałam, że podobnie jak z synkiem za moment poznamy i nauczymy się siebie. I tak też się stało. Córeczka pomalutku, ale sukcesywnie przybierała na wadze odrabiając stratę.
Moja mleczna podróż jest tym razem jeszcze bardziej harmonijna. W momentach, gdy córka podczas karmienia dotyka rączką mojej twarzy, uśmiecha się spoglądając mi w oczy i pełna spokoju zasypia, to czuję się prawdziwie spełniona w roli mamy.
Mojego syna karmiłam przez 18 miesięcy. U córki właśnie stuknęło nam na naszym mlecznym liczniku 11 miesięcy i nie zamierzamy jeszcze kończyć tej podróży.
Dziewczyny, drogie mamy!
Nie rezygnujcie zbyt szybko z tych chwil szczęścia, harmonii i bliskości. Nasze dzieci nie będą pamiętać tego okresu, ale w naszych sercach – sercach matek – to piękne doświadczenie pozostanie na zawsze.
Agata, mama Leonarda i Klary.
Fot. Zuzanna Kruschewska Photography.
Przeczytaj o kampanii społecznej „Kalendarz Mlekiem Mamy” .