Moje idealne wyobrażenia…

mama całuje dziecko

W momencie pisania tej historii jestem już blisko 11 miesięcy mamą karmiącą piersią inaczej – czyli karmię córkę za pomocą odciągniętego wcześniej przez laktator mleka, choć inne miałam wyobrażenia. 

Będąc w ciąży raczej sceptycznie podchodziłam do karmienia piersią. Zakładałam, że wyłączne karmienie piersią (KP) będzie u nas przez 3 miesiące, a później będzie albo mieszanie: a później będzie albo mieszanie: karmienie piersią z KPI albo tylko KPI. Bardziej nastawiałam się na poród siłami natury (SN) niż KP.

Wybór dziecka

Córka zdecydowała, że w ogóle nie będziemy karmić się piersią i że też nie urodzi się naturalnie. Pomimo odpowiedniego wędzidełka, idealnej anatomii sutków, żadnych problemów natury fizjoterapeutycznych u małej, nie chciała się przystawić. W szpitalu nie wykazywała żadnego zainteresowania piersią, co było notorycznie lekceważone przez położne.

To nie takie hop siup!

Doszłam do wniosku, że przepękam szpital, wrócę do domu, rozsiądę się na kanapie, potrzymam męża za rękę i się wydarzy. Uda się. 

No cóż, cud się nie wydarzył. Nieporadnie trzymałam małą, nie umiałam przyłożyć piersi do ust i okazało się, że to wcale nie jest takie hop siup. Zaczęły wychodzić pierwsze  emocjonalne kompleksy, bo przecież innym się udało. Rozpoczęły się wycieczki do CDL, przy których Zuzanna przystawiała się idealnie, a jak zostawałyśmy same, to bunt na pokładzie. Krzyk, płacz, odginanie się. Bardzo to przeżywałam i mimo słownych zachęt ze strony męża, nie dawałam rady walczyć o karmienie piersią. Moje wyobrażenia znacznie odbiegały od sytuacji, w jakiej się znalazłam.

Moje wyobrażenia i trudne początki

W zasadzie dość szybko zdałam sobie sprawę, że karmienie piersią z różnych powodów nie jest dla mnie. A, że córka urodziła się z niską wagą urodzeniową, na początku 37. tygodnia ciąży i z dolegliwościami brzuszkowymi, to zdecydowałam, że będę odciągać mleko. Jednak nie zdawałam sobie sprawy, jaka to ciężka przeprawa. Nie zliczę ile razy chciałam rzucać laktatorami o ścianę, ile łez wylałam. 

Cele mogą się zmieniać

Moje wyobrażenia laktacyjne a nowe cele: na początku celem było wytrzymanie 3 miesięcy, później 6, a teraz chyba dam radę wykarmić ją przez rok. 

Nie wiem co jeszcze mogłabym w tej historii dodać – może słowa otuchy dla każdej z mam, która decyduje się na karmienie odciąganym mlekiem – początki są najgorsze.

Człowiek próbuje się zalogować jako mama, dochodzi setka obowiązków związana z maluchem, a tu, by wystymulować laktację trzeba robić czasami nawet 12 sesji w ciągu dnia: odciąganie co dwie godziny, power pumping, który trwa blisko godzinę. W nocy miałam najpierw karmienie małej, później schodzenie do salonu, żeby odciągać. Mycie butelek, sterylizowanie laktatora. Tylko po to, żeby wypracować potrzebne ilości. Jeszcze moment i musiałabym szukać wygodnego miejsca w psychiatryku.

Pamiętam jak dziś słowa naszej położnej: “pani będzie odciągać długo, widzę to” – wypowiedziane po pierwszym miesiącu walki, spowodały chęć postukania się w głowę. Zarzekałam się, że absolutnie. 3 miesiące i basta. Zwłaszcza, że wszystko zbiegło się jeszcze z chęcią powrotu do biegania. Więc wszystko musiało grać tak, żeby móc wziąć psa i wózek i przedreptać kilka kilometrów. Plus jest taki, że jak już ma się ilości na tyle spore, żeby wykarmić dziecko, to naprawdę jest lżej.

W końcu przyszła ulga

Teraz jestem tylko na 4 sesjach. Odciągam blisko 11 miesięcy (3. – hehe), mleka wciąż wystarcza. Nie widzę tylko laktatorów. Życie przestało kręcić się tylko wokół tego, chociaż i tak dzień musi się zgadzać i nadal trzeba uwzględnić podłączanie się do sprzętu. Przez tyle miesięcy ściągałam pokarm już prawie wszędzie – w aucie, u teściów, u rodziców, u przyjaciół, na basenie, nad jeziorem. Przestało być to o tyle krępujące, że mogę to zrobić – oczywiście pod przykryciem wyglądającym jak namiot (haha), ale jest to dla mnie łatwiejsza forma niż karmienie piersią w miejscu innym niż dom.

Coś za coś, coś kosztem czegoś

Nie mogę przystawić dziecka i leżeć razem z nią, muszę pamiętać o sesjach, muszę notować ile ściągam. Strach czy na pewno mi wystarczy mleka. Przez cały okres karmienia piersią inaczej nie zabrakło ani razu. Ale naprawdę sumiennie pompowałam z zegarkiem w ręku, w nocy i w dzień, z suplementacją słodu jęczmiennego.

Będąc na diecie bez BMK (białka mleka krowiego), z dzieckiem które w nocy budzi się co godzinę, ale tu nie ma drogi na skróty chce się być mamą KPI, to ciężka praca jest w to wpisana. Plus jest taki, że swobodnie mogę iść pobiegać, mogę pracować, a córkę może nakarmić tata, babcia czy przyjaciółka. Dla mnie najważniejsze jest, że nie chodzi głodna. Więzi z dzieckiem nie buduje się tylko poprzez karmienie. To, że nie wyszło mi karmienie piersią wcale nie oznacza, że jestem gorsza czy wybrakowana. Tak czasem bywa i tyle.

Macierzyństwo jest cudowne i nie dajcie sobie go zepsuć!

Wyobrażenia nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością. Pamiętajcie! Tylko Wy będziecie nosić w sobie to wspomnienie. Wasze dziecko nie będzie pamiętało czy było karmione butelką, piersią czy pokarmem modyfikowanym. Nie dajcie zepsuć sobie macierzyństwa. Bycie mamą, to najpiękniejsze co mogło nas spotkać.

Robicie kawał dobrej roboty i dla swoich pociech jesteście najlepszymi mamami na świecie. A jeśli zdecydujecie się na KPI, to głowa do góry – to etap, podczas którego wszystkie między godziną 1 a 4 w nocy scrollujemy fejsbuka. Życzę rzeki mleka! Pięknego karmienia piersią, jeśli chcecie i smacznego pierwszego modyfikowanego, jeśli maluch musi je pić.

Jula.


Fot. Zuzanna Kruschewska Photography.

Przeczytaj o kampanii społecznej „Kalendarz Mlekiem Mamy”.

Fundacja "Mlekiem Mamy" wspiera w karmieniu naturalnym. Jeżeli karmienie piersią okazuje się niemożliwe, pokazujemy, że można karmić piersią inaczej (KPI), tj. odciągniętym mlekiem i podawać je w inny sposób. Edukujemy w zakresie tzw. świadomego rodzicielstwa i zdrowego stylu życia już od pierwszych chwil dziecka. Prowadzimy również działalność odpłatną w zakresie wsparcia okołoporodowego.